Przemoc rozrywkowa

Większość współczesnych ludzi potępia przemoc przynajmniej wtedy, gdy nie jest ona odpowiednio uzasadniona. Wyrządzanie krzywdy ludziom lub zwierzętom dla rozrywki niemal każdy uznałby za coś złego, niedopuszczalnego. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że nie zawsze tak było. O wiele mniej chętnie przyznajemy się, że ta mroczna część naszej natury wciąż gdzieś w nas tkwi.

Niepodważalnymi mistrzami w tworzeniu krwawych widowisk byli starożytni Rzymianie. Organizowane przez nich walki gladiatorów, publiczne egzekucje i łowy odbywające się na arenie były przedsięwzięciami pochłaniającymi olbrzymie środki i angażującymi setki ludzi. Rozmach jaki, cechował ten krwawy show-biznes, przyćmiewa dzisiejsze dokonania Hollywood. Coś takiego w historii nie powtórzyło się już nigdy. Krwawe zmagania gladiatorów zakończyły się wraz ze zniesieniem niewolnictwa. Częściowo zastąpiły je starcia ludzi wolnych, takie jak np. turnieje rycerskie czy dzisiejsze walki na ringu. Naturalne było jednak, iż w takiej sytuacji zawodnicy dążyć będą do zapewnienia sobie możliwie dużego bezpieczeństwa i stopniowo zmagania stały się coraz mniej krwawe.

Publiczne egzekucje długo stanowiły rozrywkę dla żądnego krwi tłumu. Od kilkudziesięciu lat większość tzw. krajów cywilizowanych nie wykonuje kary śmierci. Jeszcze wcześniej straciła ona aspekt rozrywki, a była wykonywana publicznie, co najwyżej, w charakterze przestrogi.

Czy jednak naprawdę aż tak różnimy się w tym aspekcie od naszych przodków? Często zwraca się uwagę na olbrzymią ilość przemocy w filmach czy grach komputerowych. Ich popularność może świadczyć o tym, że ludzi wciąż na swój sposób bawi obserwowanie cierpienia innych. Nie można jednak porównać tego zjawiska do widowisk, w których śmierć zadawało się naprawdę. Czym innym są jednak filmy typu snuff, rejestrujące autentyczną śmierć, często zadana dla potrzeb nakręcenia danego filmu.

Ludzi, którzy je oglądają, możemy wprawdzie uznać za dewiantów, ale czy sami nie zwracamy większej uwagi na okładkę gazety ze zdjęciem rozbitego samochodu, czy zastrzelonego człowieka niż na taką, z której uśmiecha się do nas elegancko ubrany mężczyzna? Dlaczego tak dużą popularnością cieszą się seriale dokumentalne o zbrodniarzach, a filmy fabularne o nich dostarczają nam dodatkowego dreszczyku emocji, gdy są oparte na faktach? Nie wyrządzamy w ten sposób nikomu krzywdy, ale są to pośrednie dowody na to, że przynajmniej cząstka tego żądnego widoku krwi Rzymianina ciągle gdzieś w nas tkwi.